Ukończyliśmy, a właściwie "ubłociliśmy" ostatni etap tego touru! Mimo, że z każdym kilometrem kilogramy powinny spadać, to my tylko nabieraliśmy, bo błoto oblepiające nasze rowery dodało im minimum dwa razy więcej wagi niż normalnie! Mimo wszystko, jesteśmy na mecie, ale oczywiście, nie bez przygód. Wszystkim złym językom z góry mówimy - to nie prawda, że Denis się przewrócił! to był kontrolowany, spektakularny zjazd do rowu zakończony planowanym lądowaniem na twarzy, co by było ciekawiej! Ostatnią noc spędzaliśmy w zamku w którym straszy i faktycznie ciężko było zasnąć, ale to bardziej z powodu chrapiących członków grupy niż duchów... Poczuliśmy się też jak w latach słusznie minionych, bo niemieccy pogranicznicy nie chcieli nas wpuścić na swoje rowerobahny, ale od czego jest polski spryt i nieobstawione dzikie przejścia. Więc tak, bez dokumentów dostaliśmy się na teren zachodnich sąsiadów, więc śmiało można nas nazywać nielegalnymi imigrantami! Ten etap za nami, został już tylko jeden, aby zamknąć okrążenie wokół Polski. Od jutra intensywnie trenujemy (wątroby) i we wrześniu ruszamy!